Podobno zmiany są dobre
Podobno zmiany są dobre. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że pozwalają na wyjście ze strefy komfortu, na uniknięcie rutyny, na pobudzenie, aby ogarnąć nową wiedzę czy też inny tryb życia. Przeciwnicy natomiast twierdzą, że są złe, bo pokazują, że nasz poukładany świat, w którym czuliśmy się dobrze, właśnie runął, a przynajmniej zmienił się, że to do czego dążyliśmy, wolą innych ludzi lub też na skutek zbiegu okoliczności, zostało zaprzepaszczone.
Nie jestem zwolenniczką ani jednej, ani drugiej teorii, ponieważ obie mają w sobie za dużą dozę uogólnień. A przecież każda sytuacja jest inna. Nie każda zmiana jest przez nas odbierana jako dobra, i nie każda jako zła. Zmian nie da się też uniknąć, więc po co je szufladkować. Co więcej - nad większością nie ma nawet sensu się zastanawiać.
Mi się przytrafiła duża zmiana zakresu obowiązków w pracy od tego roku. Jest mi to wybitnie nie na rękę, bo ok, może i się zastałam, ale przynajmniej miałam już opracowane i zoptymalizowane to, co mam zrobić. I się na tym znam. Teraz muszę poznawać nowe rzeczy, próbować unikać błędów, rozstrzygać jak będzie najszybciej bez uszczerbku dla jakości. Co rzeczywiście musi być zrobione na cito, a co nie? Bo wiadomo, że wszyscy współpracownicy chcieliby nadać wysoki priorytet temu co robią. A nie zawsze tak musi być.
Najtrudniejsze póki co są dla mnie specyfikacje i rzeczy techniczne, które są nowością. Dla przykładu: czy wiedzieliście, że okna klasy rc3 muszą wytrzymać atak włamywacza przez co najmniej 5 minut? Że muszą mieć szyby p5, a listwy przyszybowe muszą być przyklejone i dokręcone? Obstawiam, że większość nie słyszała nawet, że są takie okna, a nawet ci, którzy je mają w większości o tym nie wiedzą ;)
Ale co poradzę, jak nic nie poradzę - jak mawiał klasyk :) Trzeba się wdrożyć.
Nie wiem czym by najlepiej zilustrować ten wpis... Może taką "zawiłą" podróżą, mimo prostej drogi ;)
Komentarze
Prześlij komentarz