I po marzeniach o wiośnie

No więc tak: mój nos zawiódł, choć właściwie wyszło mi to na dobre :) Zawiódł, bo ostatnio poczuł wiosnę. Wracałam trzy dni temu wieczorem z pracy zahaczywszy jeszcze o kilka sklepów i było tak klimatycznie, mgliście i ciepławo. No więc, zanim dotarłam do domu, zahaczyłam jeszcze o moją fryzjerkę i umówiłam się na następny dzień, bo jakoś tak zawsze mam, że wiosną po prostu muszę zmienić coś na głowie. No i zmieniłam. Mam teraz bardzo fajną fryzurkę, choć przyznaję, że do jej odpowiedniego ułożenia niezbędna jest prostownica. Znaczy taka "rozczochrana" też nie wygląda źle, ale po stylizacji wygląda bardzo... stylowo. Aż szkoda zakładać na nią czapkę, a robi się znowu coraz zimniej. Mam już dosyć tej zimy. Jakoś w tym roku się ciągnie i skończyć nie może. Co prawda lubię jeździć na nartach, ale jak dla mnie śnieg mógłby leżeć tylko w górach.


Kompletnie nie mam siły dziś pracować. Wczoraj przyniosłam robotę do domu i zanim się obejrzałam zrobiła się 2:30. A ja po prostu muszę przespać te minimum 6 godzin, żeby normalnie funkcjonować. W przeciwnym razie nawet najlepsza kawa nie pomoże na moją rozklekotaną koncentrację. I tak też jest dzisiaj.


Koleżance na urodziny rzeczywiście kupiłam coś z biżuterii - fajny (mam nadzieję) wisiorek (nosi go, więc chyba prezent trafiony). Ponoć dobrze się wpasowałam w jej ostatni gust kolorystyczny. Uff... Nie jest to zwykle łatwe. A propos mody, ponoć wracają spodnie z wysokim stanem i raczej szerokimi nogawkami rodem z lat 90-tych... O ile nie znoszę biodrówek, o tyle za takim krojem nie przepadam. Podobnie jak za dzwonami, które też wróciły. Mam nadzieję, że w sklepach będą rozsądnie dobierać asortyment i nie będę skazana na wybór pomiędzy spodniami "dla mamusiek" a dzwonami... Bo chyba w 100 - procentach musiałabym się przerzucić na kiecki ;)

Komentarze

Popularne posty