Obiecanki cacanki

W zeszłym roku przegapiłam sporą ilość plenerowych imprez - koncertów, spotkań, widowisk. Nie byłam też na żadnym seansie w plenerowym kinie. Jesienią solennie obiecywałam sobie nadrobić to w tym roku, ale póki co moje obietnice okazały się być takimi obiecankami cacankami. Kolejne letnie weekendy mijają, a ja - nie powiem, żebym się nudziła - ale znajduję sobie inne zajęcia. W większości ciekawe, ale do przełożenia na inny termin... Pewnie jesienią będę sobie wytykać, że "Polak przed szkodą i po szkodzie...", bo niczego nie nauczyły go doświadczenia. 

Przez ostatnie upały chodzę jakaś taka ospała i otępiała. Mam problemy z koncentracją, często boli mnie głowa. Zachowuję się jak słoń w składzie porcelany i chociaż moja porcelana nie ucierpiała, to wszystko robię jakoś tak niezgrabnie. W dodatku zapomniałam o kilku ważnych, skumulowanych imprezach rodzinnych, co nigdy dotąd mi się nie zdarzyło...

Za dwa dni już sierpień. Lubię ten miesiąc, ale zawsze kojarzył mi się z końcem lata. Może to przez krótsze dni, może przez chłodniejsze noce, może przez skoszone, pożółkłe pola... A dopiero co nie mogłam się napatrzyć na świeżą zieleń... Mimo, że staram się obserwować co się dzieje dookoła, "rejestrować" ile się da, żeby czas tak szybko nie uciekał, skubany i tak robi swoje i nie chce zwolnić. 

Komentarze

Popularne posty